poniedziałek, 10 listopada 2014

John Grisham "Ostatni sedzia"

John Grisham
Ostatni Sędzia
Wyd. Amber
2004
Kiedyś, kiedyś przeczytałam fenomenalną książkę Grishama, mianowicie "Czas zabijania". Nie wpisywało się to wtedy kompletnie w mój klimat, ale było ostatnią książką na regale mojej mamy, której nie czytałam :P Książkę z wieloma szczegółami pamiętam do dziś, ale Grishama od tamtej pory w ręku nie trzymałam, aż do teraz!

Po niezbyt zachęcającym tyle okładki, gdzie widniały słowa: "thriller prawniczy" (sick!) postanowiłam jednak przeczytać, bo coś musi być przyczyną tak wielkiej popularności książek tego autora.

Historia rozpoczyna się oczywiście od jakiejś brutalnej zbrodni. Tu jest nią gwałt i morderstwo samotnej matki dwójki dzieci. Ewidentnym sprawcą jest mieszkaniec tej samej małej miejscowości. Jest to typowa osada Południa Stanów Zjednoczonych lat 70'tych wraz ze swoimi rasowymi uprzedzeniami i większą lub mniejszą przestępczością skrzętnie ukrywaną przez miejscowego szeryfa. Smaku dodaje fakt, że narratorem jest wykształcony, młody dziennikarz na dodatek pochodzący z Północy. Śmiał nawet wykupić lokalną gazetę, szerzyć dziwne poglądy i wykrywać niedociągnięcia lokalnej władzy i samych mieszkańców.

Główną osią fabuły jest proces oskarżonego o w/w zbrodnię ze wszystkimi smaczkami amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości z głównymi bohaterami: ławą przysięgłych i Deklaracją Niepodległości Stanów Zjednoczonych.

Tak naprawdę tej pozycji nie nazwałabym thrillerem, raczej powieścią społeczno-obyczajową ukazującą codzienność mieszkańców konserwatywnego miasteczka na Południu Stanów. Z niecierpliwością czekałam na jakiekolwiek wzmianki dotyczące samego procesu, które były najciekawsze.

Całość absolutnie przewidywalna od początku do końca. Nie zastanawiamy się kto zabił, dlaczego i kto będzie następny. Typowego dla thrillerów napięcia próżno szukać, adrenaliny tez nie uświadczycie. Gdy przerzuciłam ostatnią kartkę pojawiło się znane z kina uczucie: gdy czekacie aż akcja się rozwinie a reżyser funduje Wam napisy końcowe...

Także Panie Johnie drogi po tak długiej przerwie w znajomości nie zachwycił mnie Pan, ot takka lekka lektura do czytania przed snem. Next please!

czwartek, 27 marca 2014

X-Men: Pierwsza Klasa

X-Men: Pierwsza klasa
reż.: Matthew Vaughn
Akcja, Sci-Fi
2011


Wydawało by się, że X-Men'i są na tyle znani, że każdy wie o co chodzi. Tak też i mnie się zdawało. Za dzieciaka oglądało się animowany serial na Cartoon Network, widziałam kątem poprzednie filmy, ale zdałam sobie sprawę, że nigdy nie zastanawiałam się dlaczego Xavier i Magneto rywalizują ze sobą albo dlaczego Profesor jeździ na wózku. Tak było i już. Ten film dostarczył mi brakujących informacji!

Przedstawia historię od samego początku, gdy młody Xavier zaczyna zajmować się mutacjami po  odkryciu swoich mocy i gdy żądny zemsty Erik ćwiczy swoje umiejętności, by w końcu stać się Magneto. Nie ma Akademii ani Bractwa a dwoje największych rywali traktuje się jak bracia by razem poszukiwać kolejnych obdarzonych zdolnościami mutantów. 





Cała fabuła opiera się na zapobiegnięciu planom rozpętania III Wojny Światowej, tym razem atomowej. Sebastian Shaw, naukowiec III Rzeszy (w tej roli genialny Kevin Bacon :P) chce zapanować nad ludzkością i władzę przekazać mutantom. Posiada również ogromną moc i kilku "zmutowanych" do pomocy w osiągnięciu celu. Charles Xavier próbuje razem z przyjaciółmi i CIA  nie dopuścić by jego plany się zrealizowały. 


Końcówka filmu mnie rozwaliła, a nawet bardzo wzruszyła. Chociaż przez cały film smutno mi było patrzeć na wielką przyjaźń Xaviera i Erika wiedząc jak ta historia się zakończy. Fajnie jednak było poznać totalne początki historii, która fascynowałam się będąc dzieckiem. Sam film z początku nieco się dłuży, ale warto obejrzeć do samego końca! 

Znacie zapewne to uczucie, gdy przez cały film zastanawiacie się: "Skąd ja znam tego aktora?"? Tak miałam z odgrywającym rolę Xaviera, James McAvoy'em. W końcu nie wytrzymałam i sprawdziłam :P Okazało się, że był Faunem Tumnusem w "Opowieściach z Narnii", którego tak lubiłam :D Chociaż w X-Men'ach z początku kompletnie mi nie pasował, zresztą tak samo jak Jennifer Lawrence w roli Mistic. Później się do nich przekonałam. Mistic od zawsze była dla mnie "tą złą", od teraz już nigdy nie spojrzę na nią tak jak wcześniej. 




Historia o X-Men'ach wśród wszystkich opowieści o superbohaterach jest chyba historią o największych możliwościach. Poznajemy coraz to dziwniejszych ludzi z jeszcze dziwniejszymi zdolnościami, a ich liczba może być nieskończona :P Ja lubię takie patetyczne filmy z bohaterstwem w tle i czekam na następne części!
Rozwaliła mnie końcowa piosenka, idealnie przypasowała pod klimat produkcji :D


wtorek, 25 marca 2014

"Piekne istoty"

Piękne istoty
Kami Garcia & Margaret Stohl
2009


Powiem szczerze, widząc zwiastuny i plakaty filmu pomyślałam: kolejna historia podobna do "Zmierzchu" tyle, że tym razem to chłopak jest "śmiertelnikiem", a dziewczyna, w której kocha się na zabój okazuje się być istotą nie z tego świata...Wydało mi się to banalne, więc nie zamierzałam odwiedzać kina, ale gdy książka przypadkiem trafiła w moje ręce, przeczytałam myśląc, że przyda mi się jakaś prosta historyjka po klasycznych lekturach!

"Motyle w brzuchu. Metafora do bani. Prędzej wściekłe pszczoły."


Książka opowiada historię Ethana, ucznia szkoły średniej w małym miasteczku na południu Stanów. Od jakiegoś czasu nawiedzają go bardzo realistyczne koszmary z piękną dziewczyną w roli głównej. Okazuje się, że istnieje ona naprawdę: jest nową uczennicą i tym samym wzbudza zainteresowanie całego miasteczka. To, że jest "nowa" to już okazja do plotek, ale nowa dziewczyna jest również siostrzenicą zdziwaczałego starca, który nigdy nie wychodzi z domu i jest dla mieszkańców kimś kogo w rzeczywistości się boją. Przy okazji książka pokazuje idealny przykład ksenofobii wśród małomiasteczkowej społeczności. Małe, typowe amerykańskie miasteczko i jego zżyta społeczność traktują bowiem każde przykłady wyjścia poza schemat jako coś niebezpiecznego, i tym samym ludzie postanawiają pozbyć się "nowej", zdziczałej uczennicy. Ethan mimo wszystko postanawia wyjaśnić tajemnicę swoich snów i zaprzyjaźnia się z Leną. Pojawia się tez wiele tajemnic z przeszłości, które powodują, że historia wciąga nas od początku do końca. Jakie nienaturalne rzeczy działy się w mieście podczas wojny secesyjnej i jaki miały wpływ na to co dzieje się z Leną i Ethanem? Sprawdzony wątek :)


"Historia potrafi być czasem wredna. Pochodzenia nie można zmienić, ale nie trzeba też w tym tkwić. Nikt nie musi kurczowo trzymać się przeszłości."


Podobał mi się pomysł autorek na postrzeganie magii. Moja wyobraźnia była niezwykle rozbudzona, a dom wujka Leny zmieniający się w zależności od nastroju gospodarza: majstersztyk! :)


"Czasem problemy otaczają kogoś ze wszystkich stron i jest ich więcej, niż w ogóle można sobie wyobrazić. A gdy zabrnie się w nie dość daleko, nie pozostaje nic innego, jak tylko przedzierać się dalej - byle do przodu żeby dotrzeć na drugi brzeg."


Okej, ja wiem, że miał to być, oprócz dobrej akcji, obraz wielkiej miłości, no ale niektóre z opisów romantyzmu jakim może odznaczać się relacja nastolatków są naprawdę tandetne np. "złapał palcem toczącą się po jej policzku łzę...była gorąca". No proszę, trochę realizmu...:/ Jednak w porównaniu z innymi pozycjami tego typu nie ma ich tak dużo i są do zniesienia :)


"Nie można jechać dwoma drogami. A jeśli już się wybrało jedną - nie było odwrotu."


Bardzo polubiłam głównego bohatera: Ethana. Może dlatego, że kochał książki, oglądał "Lśnienie" po raz setny i traktuje bibliotekę jak sanktuarium. Jest zdecydowanie bliski memy sercu!


"Biblioteka była jeden dom dalej(...)Chodziłem między półkami, wyciągając każdą książkę z obrazkiem statku pirackiego, rycerza, żołnierza czy astronauty. Mama zwykła mawiać: to mój kościół Ethanie, tak obchodzimy Dzień Pański w naszej rodzinie!"

Jeśli ktoś chce się zrelaksować i szuka rozrywki to książka właśnie dla niego. Prosty język, szybka akcja i mroczny, magiczny klimat. Nie jest to jednak książka, o której będzie się często myśleć i do niej powracać. Do przeczytania i koniec. Bierzemy następną bez efektu "książkowego kaca". Niemniej jednak z chęcią sięgnę po następne części "Kronik Obdarzonych" bo jestem ciekawa jak ta historia się zakończy. 

poniedziałek, 24 marca 2014

IRON MAN

IRON MAN
Reż: Jon Favreau
Prod: USA
2008

Ostatnimi czasy zadziwia mnie telewizja publiczna puszczając naprawdę "nowe" (to w końcu nie jest Rambo nie?) dobre produkcje praktycznie co tydzień, albo ja po prostu wcześniej nie oglądałam tego co trzeba :P


No niestety, był nadawany na TVN co wiązało się z mega wielką ilością reklam, na których bynajmniej zdążyłam zrobić kolacje, umyć włosy, zrobić trzy herbaty i inne takie niecierpiące zwłoki czynności ;) No i dubbing (sic!). Gdyby nie to, że wcześniej obejrzałam fenomenalnych "Avengers'ów" zapewne tkwiłam bym nadal w przekonaniu, że Iron Man jest typowym kinem dla facetów, gdzie napierdzielają się roboty...o.O Niestety czasy komiksów Marvela to już nie moje czasy, a gdy ktoś z bliskiego otoczenia kolegów mojego ojca wliczając w to jego samego, próbował zabawić nimi 4-letnie dziecko to nie tędy droga. Także nawet nie miałam pojęcia kto, z kim, dlaczego i kto w ogóle ma super modżo

"Spektakularny!" - takie najczęściej zauważyłam tytuły recenzji tego filmu, a rola Roberta Downey Jr. jako Irona Man'a jako najlepsza jego rola. 




Tony Stark, genialny spadkobierca gigantycznej fortuny staje na czele firmy zajmującej się dostarczaniem rządowi USA najnowszych technologii zbrojeniowych. W swoim fachu zdecydowanie najlepszy, najbogatszy, najpiękniejszy - playboy korzystający z życia z niezwykle ciętym dowcipem :) Któregoś jednak dnia pod wpływem traumatycznych wydarzeń zdaje sobie sprawę, że jego broń nie jest wykorzystywana tylko w jego mniemaniu "dobry" sposób. By uciec z niewoli tworzy super-zbroję, którą później ulepsza w swoim laboratorium. 




Film jest naprawdę bardzo wciągający (nie zrezygnowałam nawet po półgodzinnej reklamie :P), chociaż mój współspacz zasnął zanim się na dobre rozpoczął...może zawiodła późna godzina :P Kreacja Starka podoba mi się tutaj szczególnie. Uwielbiam go za dowcip, podejście do życia i ironię. Jest w tym sensie bardzo podobny do mnie. Ogólnie humor słowny i sytuacyjny stoi tu na wysokim poziomie, niby subtelny, ale się uśmiałam :P Fabuła tez nieco odbiega od typowych produkcji o "superbohaterach", w których najczęściej Ziemię (sorry USA) napada inwazja kosmitów.  W sumie na to czekałam :P Z wielką chęcią obejrzę każdą kontynuację tego filmu i wszelkie inne z nim związane produkcje! Świetny na wieczór z facetem bo spodoba się obojgu, a on nie będzie marudził, że znowu kolejna komedia romantyczna :P
Także zgadzam się z opinią, że film był spektakularny i żałuję, że jednak ojcowskie komiksy wcześniej nie trafiły do mojego serca!

czwartek, 20 marca 2014

"OPOWIEŚCI Z NIEBEZPIECZNEGO KRÓLESTWA" J.R.R. Tolkien

John Ronald Reuel Tolkien
Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa
wyd. Amber
"...nie sposób bowiem pochwycić Krainy Czarów w sieć słów..."

Lubię te kieszonkowe wydania Ambera, tym bardziej byłam zadowolona, gdy "dorwałam" najsłynniejsze opowiadania i wiersze Tolkiena w takim wydaniu :)

Miłośniczką Tolkiena jestem od lat, czyli od czasu, gdy mama dostała bilety do kina z zakładu pracy...Tak, niestety najpierw zobaczyłam Władcę Pierścieni na dużym ekranie. Muszę się również przyznać, że wcześniej nie słyszałam nawet pogłosek o majestacie Tolkiena i jego powieści, kilkanaście lat później już nie jako "dziecko" poznaję jego opowiadania dla najmłodszych czytelników przeznaczonych. W wydaniu mamy 5 opowiadań: Łazikanty, Gospodarz Giles z Ham, Przygody Toma Bombadila, Kowal z Przylesia Wielkiego, Liść, dzieło Niggle'a.

"By motyl z nim do ślubu szedł
Motyla panna śmiała się,
Nielitościwie drwiła w głos,
Lecz on studiował magii moc,
Potrafił zaczarować los."

Bardzo podobało mi się subtelne nawiązywanie do innych baśni np. pojawił się znany nam wszystkim smok z Merlina. Uważa się, że są to bajki dla dzieci, ale uważam, że tylko Łazikanty został typowo do tego przeznaczony. Jest to opowieść o piesku, który przeżywa fantastyczne, krótkie przygody. Uczy cierpliwości i grzeczności, a także to, że sny mogą się spełniać :) 

"Jak ptaki śpiewają w drzewa chłodnym cieniu"

Tolkien we wszystkich opowiadaniach nie opisuje świata Krainy Czarów, pozostawia ją jako niedookreśloną krainę fantazji, jako coś nienamacalnego i magicznego. Moim zdaniem super, bo naprawdę pobudza naszą wyobraźnie. Mam wrażenie, że każde z tych opowiadań jest swego rodzaju przypowieścią: dzieło Niggle'a na przykład kojarzy mi się z upływającym czasem, który jest niezwykle ważny gdy chcemy coś pozostawić po sobie dla przyszłych pokoleń. Najbardziej do gustu przypadł mi Kowal z Przylesia Wielkiego. Chyba najbardziej magiczna opowieść w całym tomiku - typowa baśń przypominająca mi "Gwiezdny Pył". 

"Najistotniejszą mocą Krainy Czarów jest to, iż może ona tchnąć życie w najbardziej nawet fantastyczne wizje."

Bardzo podobały mi się historie zawarte w krótkich wierszach, nigdy nie przepadałam za poezję, ale te były urzekające. Cały czas czytając książkę miałam nadzieję, że będę mogła kiedyś przeczytać ją moim dzieciom:) 

"Otwierają drzwi do innego czasu, a jeśli choć na chwilę przejdziemy przez próg, staniemy poza naszym czasem, a może i poza czasem w ogóle."

Dlatego warto poznać Tolkiena i poczuć się "poza czasem" choć przez te kilka godzin czytania. A Tolkien ma coś takiego w sobie, że zostawia nam cząstkę Krainy Czarów na co dzień i nie daję już o sobie zapomnieć!

czwartek, 23 stycznia 2014

Dan Brown "Inferno"

Dan Brown
Inferno
wyd. Sonia Draga
2013

Dan Brown, czyli wszystko to czego się po nim spodziewałam znalazło się w "Inferno"!

"Człowiek musi przejść przez piekło, aby trafić do raju"

Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy, gdy brałam do ręki nową książkę Dan'a Brown'a, to czy będzie tak dobra jak poprzednie, czy tylko "leci" na popularności autora, jak to przeczytałam w jednej z recenzji. Na innej ktoś napisał, że znowu ten sam bohater i ten sam schemat: psychiczny zbir i historyczne zagadki prowadzące do uniknięcia światowej katastrofy. Powiem szczerze, że czytając tytuł okładki podczas zakupów, bardzo się ucieszyłam, że w książce znów pojawi się dobrze nam znany profesor Robert Langdon. I miałam wręcz nadzieje, że będzie to ten sam schemat co wszystkie jego wcześniejsze tytuły. No i nie zawiodłam się :)

"Decyzje podjęte w przeszłości kształtują naszą teraźniejszość"

Tym razem autor zabiera nas do Włoch, gdzie dzieje się większość akcji. A gdzieżby indziej, jak nie we Włoszech, siedziby największych dzieł sztuki i architektury, mógł osadzić swoją nową powieść! Tym bardziej, że wybrał Florencję, kolebkę renesansowej sztuki, a to właśnie renesansowe dzieło Dantego Alighieri jest tłem "Inferno". Osobiście uwielbiam to miasto i odkąd w liceum głębiej zainteresowałam się historią sztuki marzyłam o odwiedzeniu Florencji, a Dan Brown właśnie mi to umożliwił! Moja wyobraźnia działała wszystkimi zmysłami: widziałam przepiękne włoskie uliczki, czułam zapach espresso i słyszałam włoski, miejski zgiełk. 

"Jednakże nadszedł moment, w którym niewiedza przestała być wymówką...moment, w którym tylko wiedza ma moc oczyszczenia."

Książka się bardzo długo rozkręca i jak to Brown bardzo powoli dawkuje nam po trochu informacji, by coraz bardziej rozbudzać naszą ciekawość. Miałam jednak czasem wrażenie, że niektóre wstawki informacyjne dotyczące poszczególnych wydarzeń historycznych czy też dzieł sztuki są jak dla przedszkolaków. 

"Ludzkość trwa teraz w czyśćcu zwlekania, braku decyzji i zachłanności jednostek...ale dzwony piekieł już biją pod naszymi stopami, a demony tylko czekają, by pożreć nas wszystkich."

Szalony naukowiec - geniusz, miłośnik  "Boskiej Komedii" stwarza "coś" co ma zagrozić całej ludzkości. Profesor Langdon razem z lekarką Sienną Miller próbują temu zapobiec odczytując i rozwiązując renesansowe łamigłówki dzieła Dantego i obrazów mistrzów tamtego okresu: Michała Anioła czy Giorgia Vasariego. Żeby nie było za łatwo po piętach depcze im tajemnicza organizacja Konsorcjum a także szefowa Światowej Organizacji Zdrowia. Na koniec mamy zaskoczenie tym jak zwodził nas przez całą opowieść Brown, ale wszystko układa się w jedną całość, gdy cofniemy się na odpowiednie fragmenty książki.

"Nie ma nic bardziej twórczego...ani destruktywnego...niż wielki umysł uparcie dążący do celu."

Książki Dana Browna to przede wszystkim ładnie poskładana sensacja, jednak tym razem moim zdaniem podjął bardzo ważny temat, mianowicie przeludnienie. Przez całą książkę dowiadujemy się nowych informacji na temat zagrożenia jakim jest zbyt szybko rosnąca liczba ludności. Dla mnie były to bardzo mądre, ale i trudne rozważania, bo fakt jest jednak faktem. Brown zadaje nam pytania zmuszające do refleksji:
"Czy zabiłbyś połowę ludzkości, gdybyś mógł to zrobić, wciskając jeden guzik?
- W życiu.
- Dobrze. A czy zrobiłbyś to, gdyby ci powiedziano, że jeśli go nie wciśniesz, w ciągu następnych stu lat zginą wszyscy ludzie na Ziemi? Czy w takiej sytuacji wcisnąłbyś guzik?"


środa, 22 stycznia 2014

"Deja Dead"

Deja Dead
Kathy Reichs
2007
Red Horse

Jest to pierwsza część cyklu Reichs pt.: "Kości". Nie ukrywam, że sięgnęłam po nią głównie dlatego, że to w oparciu o tę serię powstał serial o tym samym tytule. Dziś już nie, ale jeszcze jakiś czas temu był to mój ulubiony serial kryminalny. Teraz oglądam go już tylko sporadycznie, ale z wielkim sentymentem czytałam "Deja dead".

Jest to klasyczna historia kryminalna, w której centrum stoi dzielna pani doktorTemperance Brennan. Specjalistka od antropologii sądowej zajmuje się autopsją na podstawie ludzkiego szkieletu w Laboratorium Medycyny Sądowej w Montrealu. To do niej trafiają niezidentyfikowane szczątki ludzkich zwłok i tym samym najbardziej tajemniczezbrodnie popełnione przed laty. W "Deja dead" na terenie kościelnego seminarium znaleziono poćwiartowane ciało, do którego identyfikacji oddelegowano właśnie Brennan. Gdy pojawia się następna ofiara pani doktor zaczyna podejrzewać, że jest to dzieło tego samego człowieka. Na podstawie badań łączy te sprawy z innymi morderstwami przed paru laty. Jednak policja, z którą współpracuje nie chcę uwierzyć w teorie o seryjnym mordercy. Próbując znaleźć dowody na potwierdzenie tezy i tym samym zapobiegnięcie następnym zabójstwom rozpoczynaśledztwo na własną rękę  Następne wydarzenia sprawiają, że sprawa morderstw staje sięosobistą sprawą pani doktor...

"Wspomnienia są niczym innym jak mozaiką obrazów z przeszłości, przemyśleń i nakładających się na nie odczuć, tak przekształconych, aby przypominały rzeczywistość (...) być może to lepiej, że wszystko zaciera się wraz z upływem czasu, bowiem nie bylibyśmy w stanie znieść pewnych fragmentów przeszłości."

Muszę jednak przyznać, że troszkę męczyłam się czytając tą książkę...Zupełnie nie rozumiem po co autorka wrzucała tyle niepotrzebnych szczegółów, które nawet nie służą pobudzeniu mojej wyobraźni czy też lepszego przedstawienia scenerii. Dwustronny opis jazdy samochodem z uwzględnieniem wszystkich mijanych ulic, rogów i zakrętów (całe ich nazwy) totalnie mi nic nie mówi i nie wnosi absolutnie niczego do całej książki. Irytowało mnie to na tyle, żeprzeskakiwałam wiele wersów co przeszkadzało w podążaniu za akcją książki...Chociaż pewnie dla mieszkańców Montrealu mogłyby to być bardzo miłe szczegóły :P

"Empatia czasami potwornie boli"

Jeśli chodzi o powiązanie z serialem to wydaje mi się, że jest to tylko imię głównej bohaterki i jej zawód. W książce jest ona "całkowicie normalną" osobą mającą rodzinę, przyjaciół ikota. Przeciwieństwo zafiksowanej na pracy i lekko aspołecznej Bones z serialu. Tu akurat na plus dla TV ;)

Kryminały  uświadamiają mi za każdym razem przypadkowość śmierci. Ofiary z książek wychodzą z domu pijąc na szybko kawę, starając się by nie było grudek z tuszu na rzęsach nie zastanawiając się nad tym, że to może być ich ostatni poranek...

W przeciwieństwie do innych kryminałów autorka niczego nie podpowiada i nie sugeruje, tym samym odbierając nam możliwość jakichkolwiek spekulacji. By czegokolwiek się dowiedzieć musimy przeczytać ostatnie strony ;) Warto jednak wspomnieć, że jest to kryminał bardzo realistyczny i profesjonalny, nic nie bierze się z niczego, dowody same też się nie podkładają. Dużym plusem jest to, że autorka bazuje na własnym doświadczeniu gdyż sama jest uznanym antropologiem klinicznym i koronerem.

Lubimy powieści kryminalne bo są jedną wielką łamigłówką, a mózg lubi zagadki! "Deja dead" jest wyjątkowo trudną zagadką! 
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Miłośniczka książek wszelkiej maści i sierści, mopsoholiczka, która wcale nie uważa wypicia 10 filiżanek kawy dziennie za niezdrowe i absolutnie nie wierzy w to, że zwierzęta nie mają duszy!